Crazy Power Disk

Kto nie zna Ponga, dwóch pałeczek zawzięcie walczących na śmierć i życie? Jeśli ktoś podniósł rękę, to prosimy o wyjście z sali, bo dziś będziemy debatować nad grą, która sama w sobie jest zwykłym Pongiem z domieszką japońszczyzny. No niech już pan usiądzie, dowie się pan czegoś interesującego.

Zatem cofnijmy się w czasie, a pana w drugim rzędzie, tak o panu mówię, prosiłbym o schowanie PSP. Wielu z Was nie było jeszcze w planach kiedy to Allan Alcorn stworzył pierwszą na świecie komercyjną grę video. Czym właściwie jest Pong? Wyrazem technologicznego zaawansowania firmy Atari na rok 1972 – elektroniczną wersją klasycznej gry ping pong. Rolą gracza było sterowanie w linii prostej białej pałki, która nie mogła dopuścić aby miały kwadrat imitujący piłeczkę opuścił pole gry po stronie gracza, a zarazem musiał tak odbijać kwadracik aby druga, przeciwna pałka – sterowana przez CPU, czy też żywego gracza – nie mogła odbić piłeczki, przepuszczając ją i tracąc punkt.

No co się Pani tak dziwi? Myśli Pani, że nie dawało to żadnej satysfakcji? Nic bardziej mylnego. Pong był sukcesem Atari i w końcu w roku 1975 trafił na półki sklepowe jako wersja domowa znanej gry. Za sprawą kolaboracji Allana i Harolda Lee miliony na całym świecie miały okazję spróbować swych sił w tej prostej, acz przyjemnej grze.

Sama idea Ponga – mimo, że cholernie prosta – poruszyła studio Visco, które w roku 1998 wydało na system NeoGeo grę pod tytułem Battle Flip Shot, a sama gra była rozwinięciem bazowego pomysłu Allana Alcorna. Białe pałki zastąpiono zawodnikami o różnych cechach, a wygrana jest możliwa poprzez zniszczenie wszystkich diamentów / kulek / innych pierdół znajdujących się za plecami przeciwnika. Postaci do wyboru jest parę, a każda z nich dostała coś na wzór speciala, za pomocą którego piłeczka dostaje określonej rotacji, a i szybkość lotu jest zdecydowanie większa. Mimo, że Battle Flip Shot nie okazał się takim killerem jak wzór z 1972 roku, to studio Visco postanowiło usprawnić swoją grę i w roku 2000 wydali – ponownie na system NeoGeoBang Beat. Ogromnych różnić względem poprzednika trudno się doszukać. Gra stała się minimalnie dynamiczniejsza, grafika przeszła lekki lifting, a i system także usprawniono. W krajach gdzie ludzie używają liter, a nie krzaczków dla zapisywania wyrazów obie gry nie odniosły sukcesu, ale nie było to wielkim problemem – w Japonii BFS i BB znalazły swoich fanów, którzy do dziś zagrywają się w unowocześnione klony Ponga. Także Panowie z Donguri Games zapewne należą do grona fanów produkcji rodem z Visco, gdyż omawiana dziś pozycja to nic innego jak fanowska wariacja na temat Ponga.

Jeśli Państwo uważnie słuchali, a głównie mam na myśli ta dwójkę w ostatnim rzędzie, to wiedzą Państwo już tyle o omawianej dziś produkcji, że mógłbym Was z zwolnić z dalszej części wykładu. Co macie takie zblazowane miny? Ja Wam nie kazałem zajmować się wszystkim innym prócz uważnego słuchania. Zatem jeszcze chwilę Was pomęczę i możecie uciekać na zajęcia z koordynacji juggli.

Pyta Pan, czy Crazy Power Disc utrzymuje poziom innych doujinów pod względem oryginalności? Tak. Dokładnie tak. Podobnie jak w wspomnianych grach Visco gracz wybiera swego awatara pośród kilku dostępnych postaci opisanych dwoma współczynnikami, tzn. szybkość oraz moc. Plansza na której przyjdzie się zmierzyć z przeciwnikiem podzielona jest na pola punktowe, siatkę dzielącą pole bitwy na dwie połowy oraz na bramki znajdujące się za plecami postaci. Przez każdą walką gra informuje nas ile wbicie dysku do danej bramki jest warte punktów, a także upadek dysku na dany fragment pola, bo moi drodzy w CPD gra się na punkty – do piętnastu. Gracz który jako pierwszy osiągnie ten wynik za pomocą rzutów za plecy, podkręcania dysku, speciali, czy superów – wygrywa rundę, a tych mamy maksymalnie trzy, więc jak nie trudno się domyśleć bój toczony jest do dwóch wygranych. Mimo prostej mechaniki gra nabiera rumieńców przy starciu dwóch graczy, a to za sprawą dość dużej efektywności zagrań, oraz całkiem konkretnej szybkości jaką może nabrać wyrzucony dysk. Oprawa audiowizualna jest odpowiednia – nie razi, nie sprawia że gracz zatrzymuje wzrok na tym co nie ważne aktualnie jest jak właśnie dekolt koleżanki siedzącej obok Pana.

Finalizując dzisiejszy wykład – Crazy Power Disc jest bardzo udanym klonem Battle Flip Shot / Bang Beat (a także Windjammers), który nie ma właściwie żadnych wad, prócz tej jednej, która jest wspólną większości doujin softu – brak oryginalności. Zatem dziękuje za wykład, a i przy okazji chciałem przypomnieć o jutrzejszym egzaminie z systemu bijatyk 2D. I nie, ja kwiatków nie pije. Żegnam.

Ocena: 4/6