X – Men The Official Game

Superman, Batman, Pikachu – super bohaterowie, którzy nigdy mnie nie interesowali. Przebierańcy z super umiejętnościami, mocami, czy wzrokiem, który pozwala na oglądanie kobiecego ciała kiedy ta jest jeszcze ubrana… pasuje to do historyjek opowiadanych małym chłopcom przed snem. Nie inaczej jest z X – Men, grupą super mutantów ratujących – a jakże – świat. Stereotypowe charaktery poprzebierane w idiotyczne wdzianka znalazły miliony fanów na świecie. Dlaczego? Tego nie wie nikt, a także nikt nie insynuuje, że wszyscy mamy coś z dziecka.

To i tak na dzień dzisiejszy nie ma znaczenia. X – Meny sprzedają się niezmiennie dobrze od dziesiątek lat – kubeczki, czapeczki, figurki, czy inne pierdoły zawsze znajdą swych nabywców. Gra, która dziś nas interesuje, powstała na podstawie ostatnich filmów o przygodach w wesołej ekipy mutantów. X – Men The Official Game” miało znaleźć nabywców wśród fanów filmu, a także i graczy.  Jedni i drudzy nie mają tu czego szukać.

Gdyby przyszło zakwalifikować recenzowaną grę pod jakiś gatunek, to najlepiej było by rzec, że przygody mutantów to chodzona mordoklepa. Trójwymiarowa, chodzona mordoklepa, wypadało by dodać.  Historia opowiedziana w grze jest tak mocno znacząca jak w filmach pornograficznych, lecz niestety nie jest już tak ciekawie przedstawiona. W łapy dostajemy trzech bohaterów – mrocznego, brutalnego, ale o gołębim sercu Wolwerina, szalonego, wesołego Icemana i głupkowatego, brzydkiego, acz o  anielskim sercu Nightcrawlera. Panowie maja aparycję idiotów, a i władają wspaniałymi, obojętnymi głosami,  więc zapomnijcie o jakiejkolwiek identyfikacji z bohaterami. Zadania są przypisane pod daną postać, więc nie ma mowy o różnorakim podejściu do wykonania celu misji. I tak trafiamy na planszę z nieogolonym Rosomakiem, kiedy biedak musi zniszczyć dwa, trzy oddziały złożone z żołnierzy uzbrojonych w broń biała lub palną. Za pomocą czterech kombosów, bezkrwawo pacyfikujemy delikwentów, po czym wchodzimy w świeżo otwarte drzwi i zastajemy zaatakowani napisem informującym nas o tym, że ukończyliśmy misję. Oczywiście zdarzają się bardziej skomplikowane misje jak np. zniszczenie czterech generatorów w jednym pomieszczeniu, a jedyna przeszkadzajką są właśnie żołnierze. Dla urozmaicenia towarzyszy nam Storm, kobitka, pogodynka władająca siłami natury. Praktycznie wszystko wygląda identycznie kiedy kontrolujemy Nightcrawlera z tą różnicą, że niebieski chłopak może się teleportować z jednego miejsca do drugiego. Miejsca owej teleportacji wyznaczają niebieskie symbole, więc wybijcie sobie z głowy frywolne śmiganie po lokacjach. Iceman? Tu się developerzy postarali jak cholera – najchłodniejszy z całej trójki surfuje w powietrzu za pomocą lodu zastawianego pod  stopami, a z chudych rączek wystrzeliwuje lodowe pociski. Taki bardzo ubogi „Ace Combat„. Dla poprawności wypadało by dodać jeszcze informację o pewnych elementach RPG, ale powiedzmy sobie szczerze – dodatki rodem z gier RPG obrazu „X – Men The Official Game” nie zmienią.

Grafika? Nie odrzuca, nie zachwyca. Muzyka może być, ale i nie musi. Dziękujmy Nullsoftowi za Winampa. Wspomniałem wyżej o głosach postaci, które są przerażająco… zabawne. Nasza wesoła ekipa rzuca tekstami jakby od niechcenia, a oponenci swymi „obelgami” starają się nas wziąć na litość. Finalnie jaka jest oprawa A/V? Na odwal…

Jak cała gra. Zero polotu, zero pomysłowości, zero jakiegokolwiek klimatu. Nie znalazłem w „X – Men The Official Game” żadnych pozytywów. A pomyśleć, że sparciały już „The Punisher” (także na podstawie komiksu) z CPS’a pierwszego dalej daje radę…

Ocena: 1/6

Obrazki kradzione z Ign.com