Druga wędrówka po śmieciach zalegających na wszelakich nośnikach zaprowadzi nas na dno szafki stojącej obok komputera. Masa dziwacznie podpisanych płyt kusi aby wrzucić je do czytnika i sprawdzić cóż ciekawego zostało tam zachomikowane. Jesteście ciekawi?
Söldner-X: Himmelsstürmer
Jeśli napisał bym, że szumnie zapowiadany shmup, Soldner X jest totalnym szajsem, to czy uwierzycie mi? Patrząc na IGN widzę ocenę 8/10, więc się zastanawiam jak gra, która technicznie jest nędzna, a przyjemność płynąca z gry jest porównywalna do siedzenia i patrzenia na ścianę dostała tak wysoką ocenę?! Rzuca się w oczy wysoka rozdzielczość gry, starannie przygotowana muzyka i… to wszystko. Cztery, niemal statyczne, obrazki imitujące tło, wrogowie o kształtach prymitywów geometrycznych rażą brakiem sensownej animacji, a ilość skomplikowanych układów pocisków może przyprawić o zawrót głowy, bo jest ich aż zero. Nasz stateczek ma siłę ognia porównywalną do pierda komara, bronie które są bezużyteczne trzeba „schładzać”, a bombę możemy sobie darować, gdyż jest tak samo nic nie warta jak cały arsenach którym dysponujemy. Przykra, nędzna, obdarta z miodności gra.
Dash De Lei Lei
Hsien – Ko / Lei Lei znana jest z serii Darkstalkers, ale czy znana i lubiana na tyle aby zrobić osobną grę o tej postaci? Sama rozgrywka polega na biegnięciu w prawicę, omijanie przeszkód terenowych takich tak trawa, czy obracające się lustra, a także przeciwników którzy są dość mało ruchliwi. Spotkamy różne postacie, ale nie wiedzieć dlaczego twórcy głównie postanowili na Phobosa – to właśnie ten biedak będzie utrudniał nasz bieg do mety. Przebrnąć przez planszę musimy w określonym czasie, który można zatrzymać skacząc na głowę czemuś co przypomina izraelskiego pokemona. Ułatwić możemy sobie zadanie jednym z kilku wspomagaczy, który wybieramy na początku planszy. Może to być tarcza, miecz, bomby, czy np.: air dash. Niby to wszystko brzmi jakoś sensownie, ale gra skonstruowana jest tak, że graczowi nie zależy na pobiciu rekordu o parę sekund (to nie Trackmania), a liczba punktów zebranych na planszy tak naprawdę nic nie wnosi do gry. Oprawa audio wizualna także prezentuje się nijako – brzydkie sprity 2D na tle jeszcze brzydszych plansz 3D. Muzyka to wesołe plumkanie które nijak wpada w ucho. Mogło być dobrze, nawet bardzo, gdyby autorzy postarali się efektownością, dynamiką i szybkością, a tak…? Przeciętnie.
Every Extend
Omijając kolejne salwy pocisków które zaskakująco precyzyjnie zmierzają w stronę naszego biednego, małego wehikułu, myślimy o bombach. Użyć, czy nie użyć, oto jest pytanie. No bo jeśli użyje teraz to nie będzie na później, a później może być już tylko trudniej. Znów jeśli później użyję to można zapomnieć o dodatkowych punktach. No a boss? On zapewne będzie bestialsko trudny i bomby mogą się przydać. I tak oto pojawia się problem natury egzystencjalnej, który rozwiązać jest trudno. Na szczęście japoński developer kryjący się pod ksywką Omega znalazł remedium na odwieczny problem fanów gier z gatunku STG. Teraz możemy bomb używać wedle uznania, ba, musimy. W EE cała zabawa polega na detonacji kierowanego przez gracza geometrycznego wehikułu w pobliżu przeciwników. Im więcej wybuch zniszczy przeciwników, tym więcej punktów. Bomb mamy odgórnie ustaloną liczbę, ale przez wysokie chainowanie dostajemy kolejne (Extend!) i dalej możemy prowadzić samobójczą misję. Prócz przeciwników walczymy także z czasem, gdyż licznik odlicza nieubłaganie w dół, a kiedy pojawi się na nim „zero” kończymy partię. Oczywiście na planszy występują power-up’y, więksi przeciwnicy, którzy atakują nas prostymi patternami, bądź bossowie. Sam pomysł gry jest wręcz genialny, a syndrom „jeszcze chwilę” pojawia się niemal u każdego grającego. Luks malina!
Pobierz grę Every Extend
haslo: weirdstuff.honmaru.pl
Obrazki ukradzione z internetu.