Silent Hill Original Soundtrack

Większość graczy zapytanych o to, która z gier najbardziej wpłynęła na ich psychikę po najgłębsze i najczarniejsze jej otchłanie, odpowiedziałaby jednogłośnie – Silent Hill. Gra ta, wydana na świat przez Konami w 1999 roku, należy do najbardziej przerażających produkcji w historii elektronicznej rozrywki. Jako przedstawiciel gatunku survival horror, Silent Hill postawił poprzeczkę naprawdę wysoko. Wszystko to za sprawą cech wyciągniętych rodem z prawdziwego horroru psychologicznego. Dotychczasowe gry tego gatunku, jak na przykład Resident Evil czy Alone in the Dark, mimo że rozgrywały się w mrocznych i tajemniczych okolicznościach i miejscach, dawkowały poczucie strachu jedynie z pomocą pojedynczych impulsów, które niekiedy wydłużały się, ale tylko w kilku wyjątkowych chwilach. Silent Hill wprowadził survival horror w świat nowych intensywniejszych i dłuższych doznań. Po pierwsze już od samego początku gra wprowadza w nastrój pewnego niepokoju, którym najpierw jest dezorientacja, a później kompletny brak zaufania do własnych zmysłów. Po drugie zamiast impulsów, przewodnią formą dawkowania jest jeden sygnał, dzięki któremu strach odczuwa się praktycznie od początku do końca gry, w postaci krótko przerywanej psychozy. Impulsy istnieją, ale odgrywają tu rolę bodźca potęgującego strach, który wręcz wylewa się z gry, za pomocą obrazu, dźwięku i muzyki.
Właśnie …muzyka! Bo cuż wpływa bardziej intensywnie na wrażenia z rozgrywki, niż muzyka? Zwłaszcza po mistrzowsku skomponowana i dobrana do atmosfery opowiadanej historii. Tak jest właśnie w przypadku ścieżki dźwiękowej z Silent Hill, którą zajął się wcześniej mało znany, lecz ściśle związany z Konami, kompozytor – Akira Yamaoka. Właśnie dzięki objęciu kontroli nad całą dźwiękową stroną Silent Hill, Akira Yamaoka stał się bardzo rozpoznawalnym kompozytorem i dźwiękowcem, dołączając do najpopularniejszych artystów związanych z grami video.
 

Silent Hill Original Soundtrack, zgodnie z ogólnie przyjętymi obyczajami, został wydany w tym samym roku co gra (dokładnie miesiąc i dwa dni po japońskiej premierze). Na albumie znajdziemy większość znanych nam z gry utworów, które pozostały w niezmiennej postaci. Brakuje jedynie dwóch: jednego, który jest odgrywany podczas ukrytego zakończenia, związanego z UFO oraz drugiego, który w kolejnym zakończeniu zastępuje utwór „Silent Hill (Otherside)”. Wszystkich na krążku jest łącznie 42, co jest i tak w pełni satysfakcjonującą liczbą. Utwory można podzielić pod względem przeznaczenia, na dwie grupy: kompozycje sytuacyjne, które pozwalają odpocząć między kolejnymi dawkami psychotycznego bodźca oraz utwory potęgujące działanie tego elementu. Pierwszą grupę tworzą kompozycje mające większą wartość uniwersalności, ponieważ ich celem nie jest tylko i wyłącznie budowanie nastroju grozy i niepokoju, w przeciwieństwie do drugiej grupy.
Druga grupa w pewnej części jest surowa i poza grą nie ma już takiego działania, zwłaszcza na słuchającego, który jeszcze nie miał styczności z samą grą. Są to w szczególności tzw. „ambientowe” kompozycje  np. „Rising Sun”, „Follow the Leader”, „Nothing Else”.

Kompozycja wprowadzająca „Silent Hill”, która jest zarazem wizytówką zarówno ścieżki dźwiękowej jak i samej gry. Jest nie tylko świetnie dobrana tematycznie, ponieważ już od pierwszych nut budzi w odbiorcy niepokój. Jej struktura jest tak oryginalna, jak to tylko jest możliwe. Począwszy od wprowadzenia, które można nazwać „koszmarem opętanego Greka”, ponieważ część przewodnia przypomina zniekształcone dźwięki buzuki, instrumentu strunowego szarpanego wywodzącego się właśnie z Grecji. Dalej mamy typowo rockowe brzmienia, ale poprzez dalsze zniekształcenia i dodany efekt dzięki któremu odnieść można wrażenie, że cały utwór odgrywany jest z podniszczonej płyty, istnieje pewna nieokreślona odległość w czasie i przestrzeni, między źródłem a odbiorcą. „Silent Hill” ma dodatkowo trudną do sprecyzowania barwę emocjonalną. Przez pewien czas można sprecyzować, że występuje tu głęboki smutek i tęsknota, poprzez sporą dynamikę utworu dochodzi także poczucie nieustępliwości, które przez dodane efekty jest przemianowane w obsesyjność. To tak jakby jakaś tajemnicza postać szeptała słuchającemu do ucha: „Nie wierz swoim zmysłom, działaj, nie stój w miejscu, bo inaczej zwariujesz”, szept w skutek chwili zmienił by się w półgłos, kończąc się wrzaskiem.

„Until Death” doprowadza do automatycznego zaciśnięcia zębów u słuchacza. Utwór składa się z kombinacji dźwięków, wyciągniętym żywcem z fabryki, w postaci metalicznych huków, pisków, skrzypień i skrobań. W tle usłyszeć można zniekształcony krzyk o wysokiej tonacji, który potrafi wywołać gęsią skórkę. Większość kompozycji na albumie składa się właśnie z takich zdeformowanych i odpowiednio skomponowanych dźwięków. Oczywiście mimo, że kompozytor dość często używał tych samych brzmień, wtórność jest tutaj zupełnie wykluczona i kolejne twory zaskoczą słuchacza nie tylko makabryczną i psychotyczną barwą emocjonalną, ale i różnorodnością kompozycji.
Warto na przykład wysłuchać utworów „All”, „Over”, „For All” itp., które rozwijają się na początku budząc niepokój, później wręcz paniczny strach. W „Heaven Give Me Say”, „Nothing Else”, „Kill Angels” itp. występują ciągłe dźwięki o zmiennej tonacji, odpowiednio zniekształcone, co nadaje im bardzo schizofreniczny charakter.
Nie ma wśród tych utworów, praktycznie żadnego wyjątku, który mógłby podważyć oryginalność i skuteczność wprowadzania odbiorcy w przygnębiającą i bojaźliwą atmosferę. Kompozytor trafił w sedno w stu procentach.

„Tears of…”, „Killing Time”, „She” i „Silent Hill (The Other Side)”, są doskonale wpasowanymi w cały ten schizujący „lumpen proletariat” (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), kompozycjami o charakterze rockowym. Akira Yamaoka pokazał, że gitara nie jest mu obca w żadnym stylu grania. Mamy tu przejmujące, spontaniczne brzmienia (z obowiązkowym efektem a la stary gramofon) z usposobieniem silnie emocjonalnym od smutku poprzez radość po żart. Pałeczkę pierwszeństwa dzierży tutaj „She”, kawałek głęboko zapadajacy w pamięć, dzięki czemu plasuje się na drugim miejscu pod względem reprezentacyjnym całego albumu.

Na ścieżce jest jeden utwór, który za sprawą kilku czynników dość mocno wyróżnia się wśród pozostałych. „Esperándote” jest jedyną kompozycją na ścieżce, przy tworzeniu której nie brał udziału Akira Yamaoka. Pieczę nad aranżacją, kompozycją i produkcją tego utworu stoi nie kto inny jak Rika Muranaka, kompozytorka odpowiedzialna za kilka studyjnych piosenek w grach od Konami. Do współpracy zaprosiła ona argentyński zespół pół folkowy, pół estradowy – Senour Tango (skład patrz niżej). Lider zespołu, Omar Valente, oprócz gry na fortepianie i keyboardach, pomógł także przy rozplanowaniu kolejnych partii instrumentalnych. Tekst w oryginale napisany po japońsku przez kompozytorkę, został przetłumaczony na język hiszpański. Partia wokalna została zaśpiewana przez Vanessę Quiroz. Utwór jest nietypową odmianą argentyńskiego tango. Nie ma tu ustabilizowanego, charakterystycznego dla tego stylu rytmu. Mimo to kompozycja jest dobrze dopasowana do sytuacji w jakiej jest odtwarzana.

Podsumowując pierwszy album z dziełem Akiry Yamaoki, nie ma po prostu takiej możliwości, żeby nie znalazł się on wśród najwybitniejszych oryginalnych ścieżek muzycznych z gier. Tę pozycję musi posiadać w swoich zbiorach każdy audiofil, miłośnik niekonwencjonalnej muzyki, a zwłaszcza wielbiciel ścieżek muzycznych z gier, nie wspominając już o samych fanach Akiry Yamaoki. Krążek nie należy do trudno dostępnych, choć sprzedaż i produkcja zostały wstrzymane już jakiś czas temu.

Ocena: +8/10

Jeden komentarz do “Silent Hill Original Soundtrack”

  1. Podobnie jak z dwójki, OST z SH to kawał świetnej, muzycznej roboty, który utkwił mi w pamięci. Samego Akiry nie kojarzę, ale jego twórczość już bardziej i z ręką na sercu mogę stwierdzić, że każdy fan muzyki która może przerazić, wprawić w melancholijny nastrój z lekka nutką niepokoju, znajdzie tu wiele dla siebie. W swojej płytotece ścieżkę dźwiękową z gry Silent Hill można postawić tuż obok znakomitego OST’a z filmu Dark Water autorstwa Kenjiego Kawai i nie będzię to ujmą dla żadnego z autorów.

Możliwość komentowania została wyłączona.