Bóg jest martwy, ale moje włosy są perfekcyjne – Ishitrobots i zagłada

Nie jest moją domeną pisanie o muzyce. Raczej jej słuchanie, choć nie uważam tego za płytki temat, to czasem zwyczajnie brakuje słów innych od powszechnie uznawanych za wulgarne. Tylko co począć, kiedy to tego typu muzyki takie określenia pasują wręcz idealnie? Nie posiadam kunsztu, którym może pochwalić się JoJotka, więc napiszę tylko „o kurwa, ja pierdolę!”. I ma to sens, jak nic innego…

 

Długo oczekiwane uzupełnienie EP do Hollywood Holocaust, zawierające dziesięć bezmózgich utworów z grindującą i rozpierającą wspaniałością, brutalnie gotową, żeby posiekać twój mózg, świdrując odbyt .

Wieki nam zabrało ukończenie i ostatecznie wypuszczenie tej bestii, którą część z was wyczekiwało w nieskończoność, więc uznaliśmy za krzywdzące pobieranie za to jakichkolwiek opłat. To wydanie jest dla was, więc chapnijcie je za darmo, ale jeśli chcecie możecie nas wesprzeć przy pomocy paypala. Wasza kasa będzie przeznaczona na fizyczne wydanie (mini CD) oraz różne promocyjne popierdółki. Dziwki też.

 

„Doom” to materiał, który niszczy. I nie ważne, czy na codzień słuchasz Last Days of Humanity, czy Justina Biebera. Zwyczajnie niszczy.  Intensywność z jaką atakowany jest zmysł słuchu nie można porównać do niczego z czym spotyka się na co dzień. Nie jest to spowodowane wiercącym dodatkową dziurę w tyłku automatem perkusyjnym, tylko idealnie gwałcącą oralnie, ostrą jak miecz samuraja, gitarą i nie pierdolącym się z trzewiami słuchacza basem. Do pełnej harmonii dopasował się, rzygający we wszystkie strony świata, świński wokal. Więc można powiedzieć, że nie będzie brakować niczego. Ale to kłamstwo – „Doom” nie daje wytchnąć przez niemal 12 minut, więc zapomnijcie o spokoju i integrowaniem się ze przyjemnymi, ciepłymi falami muzyki, która będzie pieścić Wasze uszy. Pierwszy kontakt z twórczością wesołych szwabów jest jak cios kowalskim młotem w potylicę. Drugi też, a trzeci niczym się nie różni.

 

Kapela powstała w 2007, w okresie który historycy wspominają jako zalew gównianego nintendocore. Wsród tego co brzmiało jak milon badziewnych e-grindów i jedno osobowych „kapel”, to trzygłowe monstrum wyłoniło się by wszystko zdruzgotać. Olewające gatunki, acz bezwzględnie brutalne i głupie jak wiadro ekskrementów. ISHITROBOTS wydyma twoją dupę, manualnie. 

 

Gdyby, na siłę, wsadzić „Doom” to jakiejś szufladki z naklejką określającą konkretny gatunek muzyczny, to na pewno nie będzie to chill out. Jazz też nie. Grindcore wymieszany z brutal death metalem, posypany techniką, która zadaje cierpienie i zalany toną głupoty w postaci nieświeżych fekaliów – tak w skrócie można by określić, czym jest „Zagłada”. Więc, drogi (bo za serwer Honmaru musi płacić) czytelniku, jeśli jesteś gotowy aby zmierzyć się z tym analnym, wiecznie poruszonym świdrem, to zaproś rodzinę, znajomych, sąsiadów i śmiało sięgaj po tą płytę. Zapomnij o podziałach gatunkowych, nie wspominaj o tym, że ten riff już słyszałeś, tylko rozkoszuj się wałkami o filozoficznych tytułach, takich jak „Right Hand On Mouse, Left On Cock”.

Płytkę możecie pobrać z oficjalnej strony (http://www.isrsucks.com/), jak i z naszego DropBoxa (http://dl.dropbox.com/u/35921275/ISR_DOOM_320kbps.zip). Oczywiście za darmochę.

 

Podziękowania dla JoJotki za pomoc.