Carnival Phantasm czyli czego to się nie robi dla fanów…

 Grudzień 1999 roku. 

Największa na świecie otakowa impreza – Comiket.

Pośród stoisk wielu znakomitych kółek i grup stoi mały straganik jeszcze mniejszego studia. Przy nim kilku facetów. Próbują sprzedać dyskietki z trialem swojego najnowszego visual novel. Ale sprzedaż nie idzie najlepiej. Nie owijajmy w bawełnę – jest źle. Mimo to twórcy i tak są szczęśliwi – udało im się sprzedać niecałe 50 sztuk, a to niemały sukces w porównaniu z letnią edycją imprezy. Co sobie myślą? Nie wiem, ale mogę zgadywać: „No trudno nie udało się”, „Przynajmniej próbowaliśmy”, „Widać nie było nam to pisane”.

 

Grudzień 2011 roku.

Studio ma rzesze fanów w najróżniejszych zakątkach globu. Trudno znaleźć fana mangi czy animu, który by o nich nie słyszał. W sklepach można kupić najrozmaitsze dziwactwa z motywami z ich utworów: czapki, koszulki, komiksy, gry, papier toaletowy, chuje muje dzikie węże i inne cuda na patyku. Na swoje 10 urodziny studio postanawia „sprezentować” swoim fanom anime z postaciami z ich ulubionych produkcji.

Dla niewtajemniczonych: owe studio to oczywiście Type Moon, a anime – Carnival Phantasm, który będzie bohaterem dzisiejszego artykułu.

 

 

Animacja została zlecona studiu Lerche, znanemu między innymi z … właściwie to oni w ogóle nie są znani i nie wiele o nich wiadomo. CP jest bodaj pierwszym ich produktem. Niedługo po wydaniu pierwszgo tomu, pojawiła się kolejna ekranizacja z ich udziałem: adaptacja eroge pt. „Maji de watashi ni koi shinasai!!”

 

CP skupia się na dwóch spośród trzech światów „zawartych” w tzw.  Nasuwersum: Tsuki (czyli historia Tsukihime, Kagetsu Toya i Melty Blood) oraz Fate (Fate/Stay Night, Fate/Hollow Ataraxia). Kara no Kyokai zostało tutaj z pewnych względów pominięte. Produkcja jest czysto gagowa i nie doświadczymy tutaj jakiejkolwiek fabuły, motywu przyczynowo-skutkowego czy chociaż sensu.

 

Na pewno nie twórcy…

Całość możemy podzielić generalnie na 3 kategorie:

1) Tą, która jest oparta o gagową mange Take-Moon pióra Eri Takenashi’ego (ten od Kannagi). To jest zdecydowanie najlepszy kawałek. Scenarzyści nie trzymali się ściśle oryginału, ale to akurat czasami wychodziło na dobre. Ta część jest ściśle powiązana tylko i wyłącznie z uniwersum Tsuki.

2) Świat Fate. Tutaj autorzy nie bazują na niczym. Wszystko jest wytworem ich khem niecodziennej wyobraźni

3) Na punkcie 2 podział powinien się zakończyć, jednak postanowiłem wyodrębnić jeszcze jeden dział. Dział, do którego trafiają wszystkie te odcinki po obejrzeniu których widz zastanawia się na przemian: „Co oni ćpali?” i „Gdzie mogę dostać takie zioło?”.

 

­Są produkcje wizualnie lepsze i gorsze. Ba, są nawet takie o których się nie mówi, udając, że nie istnieją. W przypadku CP nie jest bardzo źle. Ale dobrze wcale. Jeżeli ktoś by mi powiedział rok temu, że powstanie Tsuki-Melty Blood’owe animu, nigdy bym nie pomyślał że będzie to moe-szit przypominający połączenie K-on!’a i Kodomo no Jikan.

Gry to poważna sprawa

mumiiiinki~♪

 

Muzyka również nie zwala z nóg.  Pasuje do przesłodzonej małymi dziewczynkami całości, ale szału nie ma. Opening („Super Affection”) daje radę i miłośnikom japońskiej pop-kultury przypadnie pewnie do gustu. Mnie się spodobał. Endingiem jestem jednak mocno zawiedziony. Masaaki Endo ze swoim metro-seksualnym wokalem kończący cukierkowe animu bazujące na eroge? Nie ukrywam, że można było lepiej to rozegrać.

 

 

Podsumowując, owa „niespodzianka” wydana na dziesięciolecie jest niczym innym jak tylko bezczelnym wyciąganiem kasy od fanów. Świadczyć może o tym dodatkowo fakt, że najnowszy Melty Blood (Melty Blood Actress Again Current Code wer. 1.07) zostanie wydany razem z trzecim tomem CP w specjalnej, świątecznej (dla twórców i wydawców) cenie. Parafrazując więc opiekuna kolonii ze znanej pewnie niektórym kreskówki „Świat wg Ludwiczka”:

„Serdecznie nie podoba mi się kierunek w którym Type Moon zmierza. Serdecznie nie podoba mi się ta cała nader komercyjna otoczka. I serdecznie nie podoba mi się, że moja ulubiona „książka” jest stylizowana na byle chłam.”

Nie mniej jednak muszę napomnieć, iż pomimo całej mej gniewnej krytyki jestem jedną z tych osób które w dni wydania nowego tomu niestrudzenie i z uporem maniaka wciska F5 F5 F5 F5 F5…